choroby psow
Twardziela, wrzucajac kilka swetrów do marynarskiego worka. Wszedł do łazienki, siegnał pod umywalke i wyjał stamtad swoja kosmetyczke. Wsadził do srodka maszynke do golenia i dezodorant w sztyfcie. Stojac w drzwiach łazienki, wrzucił kosmetyczke do otwartego worka. Pies le¿ał na plecionym dywaniku przy łó¿ku z łbem na przednich łapach, obserwujac ka¿dy ruch swojego pana. - Wróce niedługo - mówił Nick, jakby pies mógł go rozumiec. - Wkrótce. - Znalazł pare d¿insów i doło¿ył je do tłumoka. - Ole zajmie sie toba. Spodoba ci sie to, zobaczysz. On ma dobermanke, naprawde kawał baby. Twardziel nie wydawał sie zainteresowany. - Dobrze ci bedzie - mówił Nick do psa. - Lepiej ni¿ mnie. - Zamknał worek i rozejrzał sie dookoła. Ta chata, te cztery wyło¿one sosnowymi deskami pomieszczenia, to było cos wiecej ni¿ tylko jego dom; to było sanktuarium, miejsce, gdzie w koncu, po oszalałym wyscigu szczurów, odnalazł spokój. Gdzies miedzy dziecinstwem a chwila obecna udało mu sie pozbyc tego balastu, zrzucic z ramion nieznosny cie¿ar nazwiska Cahill i zwiazanych z tym oczekiwan ze strony rodziny. - To wszystko gówno prawda - poinformował Twardziela, który wstał i pokustykał za nim na swoich trzech łapach do saloniku, gdzie unosił sie jeszcze zapach drewna, a na palenisku kamiennego kominka le¿ał wystygły popiół z poprzedniego dnia. Na mysl o tym, ¿e nigdy nie udało mu sie spełnic pokładanych w nim nadziei, Nick gniewnie zmarszczył brwi. Ojciec oczekiwał, ¿e Nick wyjdzie z cienia swojego starszego brata, ¿e go przewy¿szy. Ale Samuela Cahilla czekało gorzkie rozczarowanie. Zasłu¿ył sobie na to, dran. Jesli chodziło o Nicka, jego stary mógł gnic w grobie, nic go to nie obchodziło. 34 Zadzwonił telefon i Nick zaklał po nosem. Przez chwile zastanawiał sie, czy odebrac. W koncu jednak rzucił worek na podłoge, podszedł szybko do telefonu i podniósł słuchawke. - Słucham - warknał. - Nick? - zapytał lekko podekscytowany, przyciszony damski głos. - Nicholas Cahill? - Kto mówi? - Cherise. Jego kuzynka. Nogi sie pod nim ugieły. Niezale¿nie od tego, czego chciała, Nick wiedział, ¿e ten telefon nic dobrego nie wró¿y. - Rany, ale trudno cie namierzyc. Musiałam niemal wynajac prywatnego detektywa, ¿eby cie odszukac. - Ale nie wynajełas. - Nie... wystarczyła informacja telefoniczna. Nick zmarszczył brwi i przysiadł na brzegu obitej grubym sztruksem kanapy. Przypomniał sobie Cherise, taka, jaka była, kiedy ja widział ostatnim razem - tleniona blondynke o wyblakłych piwnych oczach, bez grama tłuszczu na drobnym ciele. Zawsze zbyt mocno opalona, przesadzała z makija¿em.