– I zjawiasz się ni z tego, ni z owego. I prosisz o przysługę.
– Bingo. Kelnerka wróciła. Jej humoru nie poprawiło zamówienie Hayesa – szkocka z lodem. – Urocza – zauważył Hayes, gdy odeszła. – Pewnie nie podoba jej się strój służbowy. – I nic dziwnego. Wciąż trzeźwy? – Hayes spojrzał na butelkę Bentza. – Owszem. Przestałem pić po śmierci Jennifer. – Chyba dobrze. – No cóż, przynajmniej przez większość czasu. – Bentz uniósł brew. – Trinidad nadal w policji? – A niby gdzie? – Hayes skinął głową. Kelnerka wróciła ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust i postawiła przed Jonasem drinka. Wręczyła obu karty dań zalaminowane w plastik, wyrecytowała z pamięci dania dnia i już miała odejść, ale Bentz zapytał: – Nadal macie stek Tbone z frytkami? Zareagowała bez cienia entuzjazmu: – Jest w karcie od wieków. – Tak myślałem. Poproszę. Średnio wysmażony. I sos serowy do sałatki. Nawet tego nie zapisała, tylko spojrzała na Hayesa. Ten przestudiował kartę dań i odłożył ją, zamawiając grillowane kotlety wieprzowe. Ledwie odeszła, ponownie skupił na Bentzu spojrzenie ciemnych oczu. – Dobra, więc o jaką przysługę ci chodzi? – Chciałbym jeszcze raz sprawdzić okoliczności śmierci Jennifer. – Jennifer? Twojej żony? – Byłej żony, ale tak, właśnie jej. – Bentz oparł się wygodnie i pociągnął długi łyk z butelki. – Stary, to było dwanaście lat temu. Zginęła w wypadku samochodowym, walnęła w drzewo, nie było nawet innego pojazdu. Prawdopodobnie popełniła samobójstwo. – Hayes przyglądał się twarzy Bentza ciemnymi oczyma. Oczyma gliniarza. – Tak wówczas sądziliśmy, ale to fatalny sposób na popełnienie samobójstwa. Bardzo nieestetyczny. I niepewny. Czasami ci się nie uda i kończysz jako warzywo albo zabierasz kogoś ze sobą, albo do śmierci siedzisz na wózku inwalidzkim. To nietypowa forma samobójstwa. Dlaczego nie spaliny w garażu? Albo tabletki? Albo podcięte żyły w wannie? Albo pętla na żyrandolu? – To była twoja żona. Ty powiedz. Bentz przecząco kręcił głową. – Zresztą nie chciałaby doprowadzić się do takiego stanu. Była na to zbyt próżna. – Ona i tak się zabijała, człowieku. Prochami. Alkoholem. Nie myślała logicznie. Miała w nosie to, jak będzie wyglądała. A może zrobiła to w samochodzie, bo nie chciała, żeby córka ją znalazła, pomyślałeś o tym? Kiepska sprawa, kiedy dzieciak znajduje zwłoki mamusi. – Nie musiała robić tego w domu. Są jeszcze inne miejsca. Motele. – Pomyślał o zapyziałym SoCal Inn, idealnym miejscu na samobójstwo. Tani. Intymny. Z widokiem na basen, jeśli ktoś sobie życzył. Hayes obracał szklankę w dłoniach. – Dobra, dajmy spokój bzdurom. O co chodzi? Bentz wypił kolejny łyk piwa, sięgnął do kieszeni i wyjął kserokopię pomazanego aktu zgonu. Wyjaśnił, że nadano go w Culver City, a przesyłka trafiła na jego wydział. – No i? – Hayes wzruszył ramionami. – Ktoś sobie robi głupie żarty. Bentz skinął głową. – Ale to nie wszystko. – Położył na stole zdjęcia Jennifer. – Ktoś też mnie podkręca. – O cholera. To Jennifer, tak? Zdjęcia są nowe, jak się domyślam? – W każdym razie tak mam myśleć według tego, kto mi je wysyła. Hayes przyglądał się im uważnie. – Podobna? – Jak dwie krople wody. – Ale... Dwie krople wody sprzed lat? Zero dodatkowych kilogramów, ani śladu zmarszczek... – No właśnie.