ladnie ubrana dziewczyna
owocowej. Była uczulona na mango. - Okropnie po nim choruję - wyjaśniła. - I dostaję strasznej wysypki. - To często występuje? - spytał. - Nigdy nie słyszałem o alergii na mango. - Nie wiem. Dawniej też je bardzo lubiłam. A więc bez mango. Matthew o tym wiedział, wiedziały córki Karo, 60 Sylwia i oczywiście Izabela, która załatwiała większość zakupów i przyrządzała potrawy. Dlatego naprawdę trudno było o pomyłkę. Był wtorek dwudziestego piątego maja, zaledwie kilka dni po aferze z listami. Matthew miał nadzieję, że po jasnym postawieniu sprawy w jego stosunkach z Flic nastąpi jakiś postęp, ale na razie nic z tego nie wyszło i wciąż odnosili się do siebie z chłodną uprzejmością. Izabeli nie było w domu - kibicowała mężowi, który tego wieczora miał występ w południowym Londynie, natomiast Karolina coraz bardziej denerwowała się swoim zamówieniem. Do tej pory haftowanie traktowała jako relaks, ale w ciągu kilku ostatnich tygodni miewała okropne bóle głowy, a teraz dołączył się do tego stres, ponieważ ze sklepu w Muswell Hill wciąż przychodziły monity o przyspieszenie dostawy. - Absolutnie nie mam teraz głowy do gotowania - zapowiedziała Matthew z samego rana, kiedy on i dziewczynki kończyli śniadanie. Sama o tej porze wypijała najwyżej filiżankę kawy. Flic przeważnie jadała muesli, Imogen - grzankę, a Chloe - słodkie chrupki i świeżego grejpfruta. Zachowywały się cicho, gdyż ich uwagę pochłaniał mały telewizor ustawiony pośrodku kuchni. - Nie ma sprawy - uspokoił ją Matthew. - Ja się tym zajmę. - Jesteś pewien, kochanie? Myślałam, żeby kupić coś gotowego... chociaż dziewczynki ostatnio jedzą za dużo tego śmiecia. - Lubię gotować. - Nie wysilaj się specjalnie, wystarczy coś prostego. - Moja w tym głowa. - Może jakaś chińszczyzna? - zasugerowała Flic. - Powiedziałam: żadnych dań na wynos. - Miałam na myśli domową chińszczyznę. - Głupstwa gadasz, to strasznie skomplikowane. - Właściwie - odezwał się Matthew - znam pewien dobry chiński przepis. I wcale nie taki trudny. - Nie mamy woka - zauważyła Imogen. - Nie będzie potrzebny - odrzekł ją Matthew. - To jednogarnkowe danie. - Wstał i zaniósł swoje naczynia do zlewu. - Zrobię zakupy, wracając. - Przez ciebie mam poczucie winy - oświadczyła Karolina. - A jak będziesz miał zły dzień... - Jak będę miał zły dzień, to zmienię zdanie i zrobię makaron. - Fuj - wyrwało się Chloe. Matthew posłał jej uśmiech. - Nie bój nic, złotko. To będzie mój specjalny słodko-kwaśny, 61 prawie chiński kociołek. - Zerknął na jej siostry. - Kto nie lubi słodko-kwaśnego, niech powie od razu. Zakupy były samą przyjemnością. Między Cullensem a dwoma etnicznymi sklepikami przy Goodge Street znalazł wszystkie