jak schudnac z brzucha w miesiac
383 - To był twój pomysł? - Nick spojrzał na Roberta, który tylko wzruszył ramionami. - To był problem... to znaczy decyzja Julie. Ja sie nie sprzeciwiałem. Zrobiła, co chciała. - A co z wielebnym? Czy kiedy udzielał ci duchowych porad, zachował sie niestosownie? - spytał Nick łagodnie. Julie spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami. Zaczeła obgryzac paznokiec kciuka. -Julie? - On... on był dla mnie dobry - powiedziała i po jej policzku spłyneła łza. Nerwowo obgryzała paznokiec. - Czy to on namówił cie na aborcje? Julie przełkneła sline i zdecydowanie potrzasneła głowa. - Nie... to był mój pomysł. On namawiał mnie, ¿ebym urodziła dziecko i oddała je do adopcji. Ale ja... po prostu nie mogłam tego zrobic. Nie zniosłabym swiadomosci, ¿e kto inny wychowuje moje dziecko... Powinnam była je urodzic i zatrzymac... ale... ja nie... - Kolejne dwie łzy spłyneły jej na policzki. Nick z trudem zachowywał spokój. - Hej, wcale nie musisz odpowiadac na te pieprzone pytania, Jules -wtracił sie Robert. Wstał z krzesła i stanawszy za nia, poło¿ył wielka dłon na jej ramieniu. - Lepiej stad spadajcie, zrozumiano? Tylko ja denerwujecie. - Nie... w porzadku. Oni maja racje. Powinnam porozmawiac z policja- wyszeptała Julie. - Mowy nie ma. Jules, pamietaj, ¿e mamy nasza mała umowe. Nie chcemy wszystkiego spieprzyc. - Ale ja nie chce isc do wiezienia. - Nie pójdziesz do ¿adnego wiezienia, mała. Oni tylko próbuja cie zastraszyc - powiedział, nagle nienaturalnie rozdra¿niony. Nick zaczał sie zastanawiac, czy smarkacz nie jest przypadkiem na prochach. Mo¿e sie czegos nawachał. Albo pali maryche. 384 - Przekonasz sie. - rzekł Walt. - Co to za umowa? Z kim ja zawarliscie? - Jules nic wam nie powie. - Ona sama umie mówic. - Nick patrzył na dziewczyne. - Niepotrzebne ci sa takie problemy. I pomysl o swojej mamie. Julie z trudem przełkneła sline i zaczeła wyskubywac nitke z poreczy swojego fotela. - Sama nie wiem. - Jules, prosze, to dobry układ, nie spieprz tego. - Robert potarł dłonia ramie dziewczyny, a gdyby jego wzrok mógł zabijac, Walt i Nick byliby ju¿ martwi. Julie głosno pociagneła nosem, nie była w stanie dłu¿ej hamowac łez, które teraz czarnymi stru¿kami spływały jej po twarzy. Rozmazała je ze złoscia. - Musze... musze cos powiedziec - wyjakała. - To tak mnie okropnie gryzie. - Cholera, nie! - Robert potrzasnał głowa i scisnał jej ramie. - Pomysl, co to znaczy dla nas, mała. To nasz bilet...