fryzury dzieciece
wszystko opowiesz, wyjaśnisz, co się dzieje, a ty odpowiadasz półsłówkami i niedopowiedzeniami. Dość tego. – Wyjął komórkę i zadzwonił do Hayesa. – Nie! – krzyknęła. – Za późno. Skrzywiła się. – Do kogo dzwonisz? – A jak myślisz? – Na policję. – Bingo. – Nie rób tego. – Akurat. – Podniósł telefon do ucha i czekał. Hayes odebrał po trzecim dzwonku. – Tak. – Tu Bentz. Mam ją. – Co? Kogo? – Jennifer. Jedziemy nad morze. Point Fermin. – Dlaczego, do cholery? – Dołącz do nas. – Chwileczkę, o co tu chodzi? Cholera! Bentz się rozłączył i posłał kobiecie chłodny uśmiech. – Mów, Jennifer. Masz mi sporo do powiedzenia. Nieważne. Za kilka godzin zobaczy się z Bentzem i przekaże mu tę nowinę. Uśmiechnęła się. Już nie mogła się doczekać. Owszem, na początku będzie zaskoczony, zaszokowany, ale przywyknie do tej myśli. Koniec końców będzie zachwycony. A ona... W pierwszej chwili, słuchając jego opowieści o minionym tygodniu, zapewne poczuje ukłucie zazdrości na myśl, że cofnął się do przeszłości i ponownie przeżywa swój związek z Jennifer, którą bardzo kochał, ale poradzi sobie z tym. I w końcu znowu będą razem. Samolot się zatrzymał. Grubas pocił się, dziewczynka marudziła, a kapitan oznajmił, że na razie nie wystartują. Problemy techniczne. Usuwanie awarii potrwa koło dwudziestu minut, może pół godziny. O1ivia wyjęła książkę z torby. Denerwowała się, chciała być na miejscu. Skoro już podjęła decyzję, czekanie było dla niej torturą. Nie ma sprawy, tłumaczyła sobie. To nie żaden omen czy coś takiego. Uspokój się. Kilka minut to żadna różnica. Już wkrótce będziesz z Bentzem. I choćby z tego powodu warto wytrzymać kilka godzin w samolocie. – Jak się miewa Kristi? – zapytała kobieta podobna do Jennifer. Zostaw moją córkę w spokoju. Bentz z trudem się opanował, by tego nie wykrzyczeć. Zacisnął dłonie na kierownicy. Chewolet zawył, wspinając się po stromej szosie na oceanem. – Wolałbym, żebyś nie wymawiała jej imienia. – Bardzo za nią... – Bzdura! – ryknął, niskim, groźnym głosem. Ostrzegawczo. – Nawet nie próbuj, rozumiemy się? Nawet nie próbuj. Nie zachowuj się, jakbyś była jej matką. – Niesmak wręcz bił z jego słów. – Nie wciągaj w to mojej córki, kimkolwiek jesteś. A teraz wyjaśnij mi, dlaczego mnie nękasz? Po co? Kim jesteś i czego chcesz? Wcale się nie przejęła, nie spociła, nie zaciskała kurczowo dłoni. Kącik jej ust uniósł się leciutko, tak bardzo w stylu Jennifer. Szepnęła: – Uspokój się, RJ. Był wściekły, na granicy wybuchu. Obiecała mu odpowiedzi, a znowu się wymyka. – Dosyć tego – powiedział tak stanowczo, że chyba zrozumiała. – Słyszysz? Dosyć tego. I to już. – No dobrze, dobrze... rozumiem. Żądasz odpowiedzi. Ale najpierw... zatrzymaj się, o tutaj. Tędy schodziliśmy na plażę, przy Devil’s Caldron, pamiętasz? Jezu, skąd ona to wie? Przypomniał sobie. Byli wtedy w drodze do Point Fermin. Jennifer drażniła się z nim, pieściła w samochodzie. Rozpalony, spocony, zatrzymał się.