Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/gielda-samochodowa.bydgoszcz.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra8/ftp/gielda-samochodowa.bydgoszcz.pl/paka.php on line 5
zapewne wybrał inne miejsce na tajne spotkania.

zapewne wybrał inne miejsce na tajne spotkania.

  • Hektor

zapewne wybrał inne miejsce na tajne spotkania.

18 January 2021 by Hektor

Wyjaśnił, że udawał pijanego, żeby rozmówcy czuli się swobodniej. Oznaczało to, że już wcześniej stosował tę taktykę. I jego przyjaciele również. Pytanie brzmiało: po co? Powiedział, że wrócił do Anglii, by znaleźć mordercę brata. Widocznie w Europie robił coś innego. Czy inne jego zwyczaje też były tylko grą? Pomyślała o tamtym drugim Sinclairze: czujnym, skoncentrowanym i bardzo zmysłowym, który od czasu do czasu się objawiał, żeby zawrócić jej w głowie. Uśmiechnęła się, wskakując pod ciepłą kołdrę. Byli małżeństwem zaledwie dzień, a ona już odkryła jeden sekret. Prędzej czy później pozna inne. - Powiedziałeś jej? Bates wytrzeszczył oczy, Wally zakrztusił się piwem, Crispin Harding zrobił minę, jakby oczekiwał takiego obrotu sprawy. - Nie miałem wyboru. Widziała was w nocy przy stajni. - I dlatego wygadałeś jej całą prawdę? - warknął Bates. - Ty? Mistrz kamuflażu? - Nie całą, do licha! Tylko tyle, żeby powstrzymać ją od zadawania kłopotliwych pytań. Miał nadzieję, że się nie przeliczył. Jego żona była stanowczo zbyt spostrzegawcza. Unikała go przez ostatnie trzy dni. Wychodziła do przyjaciół albo siedziała w swoim apartamencie razem z menażerią. Kilka razy ją odwiedził, żeby się zorientować, czy da mu szansę. Poza tym bardzo chciał ją zobaczyć. Na resztę mógł poczekać. Nie brakowało mu cierpliwości. - Robisz się miękki - stwierdził Wally. - Wystarczy para ładnych niebieskich oczu i od razu zdradzasz wszystkie sekrety. - Fiołkowych - sprostował Sin. - Rzeczywiście są ładne. Ale powiedziałem jej jedynie, że chcę znaleźć zabójcę Thomasa. - A o nas? - Że mi pomagacie. I ścisz głos. - Dostrzegłszy spojrzenie Crispina, westchnął z rezygnacją. - Mów, wielkoludzie. - Zastanawiałem się właśnie, kiedy nas spytasz, czy odkryliśmy coś ciekawego. Sinowi nie podobało się to, co sugerował Szkot: że zajęty młodą żoną całkiem zapomniał o śledztwie. - Czekałem, aż sami mi powiecie. - Ja niczego ciekawego nie odkryłem - oznajmił Wally. - Zabójca kotów również kopie psy i warczy na małe dzieci. Eksportuje to, za co dostaje dobrą cenę. Nie trafiłem na ślad żadnych nielegalnych transakcji, które sprowokowałyby go do morderstwa. Wczoraj był w parlamencie, ale o tym sam wiesz. Sinclair pokiwał głową.

Posted in: Bez kategorii Tagged: raperzy polski, stanisława celińska aktorka, ile chodzi kotka w ciąży,

Najczęściej czytane:

myślałem, że dożyję dnia, w którym ktoś z Hoyle'ów stanie przeciwko własnej rodzinie. A z drugiej strony niektórzy sądzą, że zastrzeliłem własnego brata, wkładając mu do ust dubeltówkę. - Ponownie pomasował czoło. - Kto mógłby pomyśleć, że byłbym w stanie to zrobić? - O to właśnie chodzi. Muszą jeszcze znaleźć motyw. Chyba że coś ukrywasz. - Na przykład co? - Przyjaciel uniósł gwałtownie głowę. - Chris, czy powiedziałeś mi wszystko o waszej kłótni z Dannym? - Chyba ze sto razy. - Czy Danny miał przed nami jakieś sekrety? - Sekrety? - Pomyślałem, że może podzielił się z tobą czymś, o czym nie wiedział nikt inny. - Nie. Nic. Beck spojrzał Chrisowi w oczy, szukając najmniejszego znaku, który zdradziłby przyjaciela, ale napotkał jedynie spokojne, szczere spojrzenie. - Tak tylko pomyślałem. Nieważne. Co z Lilą? - Odwiedziłem ją wczoraj, kiedy George'a nie było w domu. Nie chciała nawet otworzyć drzwi. - Wrogi świadek. Fantastycznie - Beck wstał i podszedł do okna, opatrzonego stalowymi prętami. Spojrzał na niebo, tak rozpalone, że cały błękit z niego wyparował. Tylko dym unoszący się z kominów odlewni był bielszy. - Nie będę cię oszukiwał, Chris. Musimy opracować solidną linię obrony. - Nie zabiłem swojego brata. Beck odwrócił się w kierunku Chrisa. - Potrzebujemy czegoś więcej niż tylko twojego zaprzeczenia. Chris spoglądał na niego przez długą chwilę, zanim powiedział cicho: - Beck, to jedna z najtrudniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek musiałem zrobić. Zwalniam cię. - Zwalniasz mnie? - roześmiał się Beck. - Nie ma to nic wspólnego z poziomem twoich umiejętności czy profesjonalizmu. Pod tym względem nie mam żadnych zastrzeżeń. Wyprowadziłeś Hoyle Enterprises z tarapatów, które mogły nas sporo kosztować, i to nie tylko finansowo. Huff i ja potrzebujemy cię teraz, żebyś rozprawił się z agencjami federalnymi i, dzięki Nielsonowi, również z naszymi pracownikami - uśmiechnął się krzywo, - Ja zaś potrzebuję adwokata. Beck wrócił do stołu i usiadł. - Właściwie muszę przyznać, że odczuwam ulgę. - Nie jesteś zły? - Chris, prawo karne to nie moja działka. Sam chciałem zaproponować, żebyś wynajął specjalistę. Zamierzałem nalegać, ale bałem się, byś nie pomyślał, że chcę umyć ręce od sprawy. Poza tym, nie byłem pewien, jak zareaguje Huff. - Nie spodoba mu się ten pomysł. Jest specjalistą od trzymania wszystkich spraw w rodzinie. Ale chyba pomożesz mi, by mu wytłumaczyć, że to dobra decyzja. - Porozmawiam z nim. Kogo chcesz wynająć? Chris wymienił nazwisko, którego Beck nie kojarzył. - Jest z Baton Rouge. Podobno świetny. - Zatem powodzenia. - Na pewno nie jesteś na mnie zły? - Daję słowo, że nie. Gdzie ten spec? Potrzebujesz go dzisiaj, teraz. ...

- O to chodzi. Będzie wolny dopiero od poniedziałku. Co zrobimy z dzisiejszym przesłuchaniem? - Zapytam Rudego, czy nie zgodziłby się przesunąć tej rozmowy do chwili, gdy pojawi się twój adwokat. - Jak sądzisz, wsadzą mnie do ciupy na weekend? - Jeżeli spróbują tylko o tym wspomnieć, podniosę wielką wrzawę. Poza tym, to wszystko jakieś bzdury. Myślę, że Rudy chciał cię przesłuchać jedynie dlatego, by uspokoić swojego zastępcę. Nie wierzy w tę historię z Biblią bardziej niż ty. Uścisnęli sobie dłonie, ale gdy Beck próbował cofnąć swoją, Chris przytrzymał ją mocniej. - Nie chcę płacić za coś, czego nie zrobiłem, Beck. A nie zabiłem Danny'ego. Beck odwzajemnił uścisk. - Wierzę ci - powiedział. 29 Tego wieczoru, gdy Sayre wróciła do hotelu, otworzyła drzwi do swojego pokoju nowym kluczem. Zamek w drzwiach, który otworzył wytrychem Klaps Watkins, wymieniono na nowy. Stanęła w progu i zlustrowała wnętrze. Najlżejszy ślad zapachu Watkinsa został wyeliminowany. Nie ufając motelowej sprzątaczce, sama włożyła gumowe rękawiczki i zanim wyszła do odlewni, porządnie wysprzątała pokój. Zażądała również od kierownika nowego krzesła i pościeli. Zadowolona z tego, że zniknęły wszystkie wspomnienia po wczorajszym gościu, zamknęła za sobą drzwi, tym razem pamiętając, by założyć również łańcuch. Zmęczona, podeszła do szafy i spojrzała na siebie w lustrze. Jej skóra była spalona słońcem, ale jednocześnie tak mokra od potu, że kleiły się do niej ubrania. Sayre ściągnęła adidasy i przyjrzała się bolesnym, zaognionym odciskom, które psuły jej pedikiur w kolorze beż Marilyn. Była zbyt zmęczona, by zjeść zapiekankę z serem, którą kupiła po drodze w barze, ale jednocześnie umierała z głodu. Po pierwszym kęsie dosłownie pożarła resztę. Wzięła bardzo długi prysznic, drugi tego dnia. Rano wyszorowała się porządnie, próbując usunąć z siebie najmniejszy ślad wspomnień po dotyku Watkinsa. Teraz pozwoliła wodzie, by powoli zmywała znużenie i ból mięśni. Zbyt zmęczona, aby zawracać sobie głowę suszarką, wytarła włosy ręcznikiem, Jej jedynym ukłonem w stronę kosmetycznych nakazów było nałożenie kremu nawilżającego na spalony słońcem nos. Strupek z rany na policzku odpadł po myciu, za dzień czy dwa nie będzie śladu po skaleczeniu. Włożyła majtki i krótką koszulę nocną. Tę, w której spała zeszłej nocy, wyrzuciła do śmieci. Nie chciałaby jej nawet dotknąć, niezależnie od tego, ile razy by ją uprała. Powiedziała sobie, że powinna zapomnieć o wydarzeniach ostatniej nocy. Nie stało się nic strasznego. I tak już pozwoliła temu imbecylowi na zbyt wiele. Ale przed położeniem się spać zdecydowała, że zostawi zapalone światło w łazience, żeby nie obudzić się w środku nocy w absolutnych ciemnościach i nie przeżywać ponownie potwornych chwil, gdy odkryła w swoim pokoju obecność Watkinsa. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. - Sayre? Otwórz. Beck. Zapukał lekko, żeby jej nie przestraszyć, ale przemówił twardym głosem. - Czego chcesz, Beck? - Chcę, żebyś otworzyła drzwi. Odsunęła zasuwę i uchyliła drzwi na tyle, na ile pozwalał łańcuch. Spojrzała na niego przez szczelinę, - Nie jestem ubrana. - Wpuść mnie. - Po co? Widziała napięcie na jego twarzy. Nie raczył nawet odpowiedzieć, po prostu patrzył na nią. Ustąpiła głównie dlatego, że nie chciała, aby wszyscy mieszkańcy hotelu stali się świadkami ich rozmowy. Musiały się zacząć rozgrywki ligowe kręglarzy, ponieważ parking przed The Lodge zapełniły samochody i pokój obok Sayre był zajęty. Zdjęła łańcuch i Beck wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Natychmiast spojrzał na rąbek jej koszuli nocnej, nagie nogi i stopy. Objęła się ramionami w talii i ten obronny gest sprawił, że spojrzał w bok. - W świetle tego, co zdarzyło się dziś rano... włóż coś na siebie, jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej. - Nie zostaniesz tu długo. Czego chcesz? - Clark Daly jest w szpitalu. - Co takiego? - Na ostrym dyżurze. Dłoń Sayre powędrowała do gardła. - Kolejny wypadek przy pracy? - Nie powiedziałbym. Został pobity. - Pobity? - Na kwaśne jabłko. Jest w poważnym stanie, niedługo się okaże, czy w krytycznym. Ma widoczne obrażenia, obluzowane zęby, rozpłataną wargę, podbite oczy, rozcięte powieki, rany na głowie. Możliwe, że doznał złamania kości czaszki, ma połamane żebra. Podejrzewają wewnętrzne krwawienia, ale dopiero prześwietlenie potwierdzi to lub wyeliminuje. Sayre zasłoniła dłonią usta i powoli wypuszczając powietrze z płuc, usiadła na brzegu łóżka. - K... kto? - Nie znamy nazwisk sprawców, ale zostałaś uznana za jedną z odpowiedzialnych za to osób - wpatrzył się w nią świdrującym wzrokiem. Sayre poczuła mdłości. - Co się stało? - Dziś w nocy zostałem w fabryce. Chciałem być na miejscu w razie ewentualnych kłopotów. Wkrótce po rozpoczęciu porannej zmiany zorientował się, że coś nie gra. - Kiedy pracujesz tam wystarczająco długo, zaczynasz odbierać wibracje i czujesz, gdy coś jest nie tak- powiedział. - Poszedłem na dół i zacząłem się dopytywać, co się stało. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń. - Jesteś najlepszym kumplem Huffa. Zacisnął szczęki z gniewu, ale nie skomentował jej uwagi. - Wreszcie udało mi się wyciągnąć od jednego z robotników, że Clark Daly nie zgłosił się do pracy. Jeden z kolegów zadzwonił do jego żony, która oszalała ze strachu. Powiedziała, że miał mnóstwo czasu, by dotrzeć do fabryki, Zaniepokoiło to jego przyjaciół, którzy natychmiast chcieli udać się na poszukiwania. Kazałem im zostać w pracy i wraz z kilkoma wybranymi poszedłem rozejrzeć się za Clarkiem. Dostrzegliśmy jego samochód na poboczu, nie dalej niż dwie przecznice od domu. Clark leżał na brzuchu w rowie, nieprzytomny. Źle z nim. Sayre wstała i powlokła się w stronę komody. - Idę tam. - Wyciągnęła z szuflady dżinsy, jednak Beck wyrwał je jej z ręki i rzucił na bok. - Pani Daly to się nie spodoba, Sayre. - Nie obchodzi mnie... - Słuchaj! - krzyknął, chwytając ją za ramiona. - Kiedy Luce Daly pojawiła się w szpitalu, rzuciła się na mnie z pazurami. Dała mi wyraźnie do zrozumienia, że jestem persona non grata i wrzeszczała, że mam się trzymać z daleka od jej męża. Spodziewałbym się takiej reakcji, gdyby przytrafił mu się wypadek przy pracy. Mogłaby wtedy zareagować jak Alicia Paulik. Ale tym razem to ja byłem przecież jednym z tych, którzy odnaleźli Clarka i przywieźli go na pogotowie. Wkrótce jednak wyszło na jaw, że Daly nie był ofiarą przypadkowej napaści. Nic z tych rzeczy. Zbito go na kwaśne jabłko, ponieważ zatrudniłaś go do wyłuskania szpiegów Huffa spośród załogi i do zachęcania ludzi do strajku. - Oddychał ciężko, nie dbając o ton czy siłę głosu. Ledwie powstrzymywał gniew. Rozluźnił uścisk, jak gdyby nagle sobie uświadomił, że zbyt mocno trzyma ramiona Sayre. Puścił ją, odwrócił się, przeczesał włosy dłonią, a potem znów na nią spojrzał. - Powiedz mi, że pani Daly się myli. Powiedz mi, że to nieprawda. Sayre uniosła brodę wyzywająco. - Sam nazwałeś to wojną. - To nie jest twoja wojna. Dlaczego bierzesz w niej udział? - Dlatego, że ktoś musi. Dlatego, że sposób, w jaki pracuje cała odlewnia, jest z gruntu zły. Ktoś musi się tym zająć. - Naprawdę uważasz, że twoje uczestnictwo w tym wszystkim cokolwiek pomoże? Czy sądzisz, że twój udział w demonstracji przyniesie jakąkolwiek korzyść? - Owszem, tak uważam. - W takim razie mylisz się, i to bardzo. - W ten sposób deklaruję się wobec pracowników. - Nie potrafisz nawet z nimi rozmawiać! - krzyknął. - Przekonałaś się o tym kilka dni temu, podczas odwiedzin w odlewni. Noszenie transparentu nie postawi cię na równi z ludźmi, którzy żyją przez miesiąc z tego, co ty wydajesz na buty. Może i masz dobre serce, Sayre, ale myślisz jak idiotka. Nie zdobyłaś jeszcze zaufania robotników ani ich rodzin. Jeszcze nie. Dopóki tego nie zrobisz, będziesz uznawana za wichrzycielkę. Przez ciebie Clark Daly dzisiaj nieomal przejechał się na tamten świat i masz cholerne szczęście, że to nie ty wylądowałaś w rowie! Zabolały ją oskarżycielskie słowa Becka, tym bardziej że miał rację. Odwróciła się od niego, zgarbiona pod ciężarem winy. - Ostatnią rzeczą, której chciałam, było przysporzenie Clarkowi dodatkowych kłopotów - powiedziała. - W takim razie powinnaś się trzymać od niego z daleka. I to właśnie przyszedłem ci przekazać. Uniosła głowę i spojrzała na jego odbicie w lustrze. - Od kogo? - Od Luce Daly. To mądra kobieta, rozszyfrowała cię. Przewidziała, że zechcesz natychmiast pojechać do szpitala, znaleźć się u wezgłowia Clarka. Cóż, przykro mi, ale jego żona nie życzy sobie, żebyś się do niego zbliżała. Opowiedziała mi o twoich wizytach w ich domu i wysłała mnie z wiadomością, żebyś zabierała się tam, skąd przybyłaś i zostawiła jej męża w spokoju. - Rozumuje jak zazdrosna żona. Nie mam ochoty na żadne romanse z Clarkiem. Próbowałam mu tylko pomóc. - Rzeczywiście, bardzo mu pomogłaś. Jego żona powiedziała mi, że jesteś chorobą, której nabawił się dawno temu i z której nigdy się nie wyleczył. Z perspektywy Luce Daly Sayre rzeczywiście mogła się jawić jako przypadłość dręcząca Clarka od lat. Nie była to miła analogia. Sayre, zraniona, chciała się bronić, ale powstrzymała ją przed tym duma. - Czy wiesz, kto to zrobił? - zmieniła temat. ... [Read more...]

gajnika. Spacerował z malcem na rękach nad jeziorem i ku swemu własnemu zdziwieniu mówił do niego tak, jakby niemowlę mogło go zrozumieć: ...

- Któregoś dnia odziedziczysz to wszystko. Spójrz, to twoje. To wielka odpowiedzialność, ale też i wielka radość. Nagle dotarło do niego, co powiedział. Radość... Aż przystanął z wrażenia. Do tej pory autentycznie nie cierpiał tego miejsca, ale tego dnia wydało mu się ono odmienione. Rozejrzał się dookoła z niekłamanym zachwytem i zrozu¬miał, że zaczyna patrzeć na świat oczami Tammy. ... [Read more...]

się tam dobrego steku. Każą nam jeść jakieś trufle czy inne obrzydlistwo. ...

- A ja zawsze chciałam spróbować trufli – wtrąciła Lucy. - I fajnie byłoby trochę pomieszkać w takim miejscu. - Mia otworzyła kolorowy magazyn, w którym zamieszczo¬no zdjęcia ze ślubu Tammy. Ślub odbył się pół roku wcześniej. Pan młody miał na sobie galowy mundur i szpadę przy boku, zaś panna młoda piękną suknię z bardzo długim trenem. Ale bardziej niż olś¬niewające stroje rzucała się w oczy promienna radość ma¬lująca się na twarzach książęcej pary. Widać było, że łączy ich autentyczne uczucie i że niczego nie udają ze względu na obecność gości i mediów. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 gielda-samochodowa.bydgoszcz.pl

WordPress Theme by ThemeTaste