– No cóż, nie dopadniesz nas wszystkich, a jeśli zastrzelisz
senatora i mnie, to nie będziesz miał już żadnych zakładników. I co wtedy zrobisz? Bez samochodu nadal będziesz w ślepym zaułku. – Wstawaj. Sebastian podniósł się. Zastanawiał się, gdzie jest Lucy i co się stało z Platonem. Bo coś musiało się stać, skoro Madison wisiała na linie nad wodospadem, a J.T. sam biegał po lesie. Mowery kazał Jackowi stanąć za Sebastianem i sprowadził ich z werandy. Sebastian nie był szczególnie zmartwiony. Oceniał, że ma jakieś dziesięć minut, zanim J.T. znajdzie Lucy i rozpęta się piekło. Lucy wypadła ze ścieżki od strony wodospadu i poślizgnęła się na mokrym igliwiu. – Mamo! Osunęła się na kolana i pochwyciła go w ramiona. – J.T.! Nic ci się nie stało? – Sebastian – wydyszał chłopiec. – Dziadek! Mamo! Uświadomiła sobie, że mały nie jest w stanie mówić składnie. Był w dużym szoku i nie mógł złapać tchu. – Wszystko będzie dobrze, J.T. Spróbuj się uspokoić. Policja już tu jedzie. Pociągnęła go ścieżką do wodospadu. Plato, blady i zakrwawiony, trzymał dwa pistolety wycelowane w Barbarę Allen. Obok niego na ziemi siedziała skulona, drżąca Madison. Lucy wiedziała, że ze względu na dzieci musi przejąć kontrolę nad sytuacją. Lekko popchnęła J.T. w stronę siostry. – Kochanie, usiądź tutaj. Nie ruszaj się i nie patrz na Barbarę. – Mamo, ten człowiek celował w dziadka z pistoletu – powiedział J.T. bez tchu. – A Sebastian... On... on tam był. – Nie myśl o tym. Postaraj się równo oddychać – tłumaczyła Lucy, przykładając rękę do piersi chłopca. Był mokry i przerażony. – Wdech, wydech! Myśl tylko o tym. Wdech, wydech! Powoli i spokojnie. On jednak jęczał jak przerażony szczeniak. Obok niego Madison opadła na pokrytą igliwiem ziemię. Lucy opanowała emocje. Musiała myśleć trzeźwo. – Plato, daj mi jeden z tych pistoletów. – Mam lepszy pomysł – odrzekł spokojnie. – Ty tu zostań, a ja pójdę. Lucy potrząsnęła głową. – Po trzech krokach upadniesz i stracisz przytomność. – Założę się, że dam radę zrobić sześć kroków – odparł i uśmiechnął się blado. – Plato... – Idź, mała. – Podał jej rewolwer Barbary. – Mój jest za bardzo skomplikowany. Umiesz nacisnąć spust? – Chyba tak. Widziałam sporo filmów. Jak się go zabezpiecza? Plato podniósł na nią przekrwione oczy. – Po prostu naciśnij ten cholerny spust. – Jeśli będę musiała. – Skinęła głową. – I zaufaj Sebastianowi. On wie, że na wszystko jest odpowiednia